artykuły

dobrze-wiedziecDOBRZE WIEDZIEĆ
ReklamaBilbord Ubezpieczenia
Baba w smarach

Baba w smarach

Czas czytania 8 minut

Przechadzając się po kempingu i rozglądając wśród obejść przyczep czy kamperów, widać dość tradycyjny podział ról: kobiety są królowymi markiz, przedsionków i zakątków kuchennych, zaś mężczyźni ciągną władczo koty do punktu WC, rozciągają przedłużacze i poziomują pojazdy.

Faceci w kuchni zwykle zarządzają grillem, czasem trafi się jakiś rodzynek na zmywaku. Panie z radością aranżują wizualnie otoczenie. Na pierwszy rzut oka trochę jak w Żonach ze Stepford. Brr.
Podział aktywności na „damskie” i „męskie” w caravaningu trzyma się mocno. Trzeba poszukać głębiej, by odkryć, iż babeczki też radzą sobie z zadaniami, które stereotypowo nie są przypisane tak zwanej „słabej płci”. Trzeba się wgryźć w środowisko, by odkryć, że na szczęście ten podział nie jest tak do końca prawdziwy, coraz więcej pań zakasuje rękawy, by z sukcesem budować, remontować i obsługiwać swoje kampery czy przyczepy.
Jestem córką zawodowego kierowcy i gdy słyszę teksty „baba za kierownicą”, blondynka itp., trzęsie mną, dostaję ciśnienia i migotania przedsionków ze złości. Jestem klasyczną babą w smarach. Umiem zmienić olej i klocki, asystowałam tacie w takich naprawach ciężarówek, o jakich większości facetów się nie śniło.
Niestety, jak uczy doświadczenie, nawet jeżeli baba posiada dużą wiedzę motoryzacyjną i techniczną, to i tak musi przygotować się na pobłażliwe uśmieszki ze strony laików w portkach, choćby nie odróżniali akumulatora od karburatora. Wszystkie moje interakcje z mechanikami zaczynały się od udowadniania, że nie jestem koniem i wiem, o czym mówię. Dlatego od 20 lat nie zmieniam sprawdzonego fachowca, bo szkoda mi na to czasu. Od moich rozmówczyń słyszałam, że zwykle właśnie tak to na początku wygląda. Najpierw fachowcy podają w wątpliwość pomysły i decyzje klientek, potem kręcą nosem, że wydziwiają, a po jakimś czasie doceniają ich wiedzę i zaangażowanie, więc współpraca zaczyna się układać.

ReklamaBaba w smarach 1
Dziewczyny świetnie radzą sobie w najróżniejszych aspektach obsługi i budowy wszelakich domków na kółkach. Mnóstwo z nas ogarnia logistykę wyjazdów, trasę i nawigację, z wyszukiwaniem miejscówek na postój i nocleg włącznie. Co więcej, spora grupa pań nie lęka się podwijania rękawów i zabiera się za prace fizyczne. Na ostatnim wyjeździe naprawiałam wężyk doprowadzający wodę do kranu. Mąż ma łapki tylko o jeden rozmiar mniejsze niż yeti, więc moja szczuplejsza dłoń idealnie wlazła do miniaturowego (jak wszystko w naszym pojeździe) zbiornika czystej wody. Technicznie oboje jesteśmy na podobnym stopniu zaawansowania, więc parytet ma się u nas całkiem nieźle.
Najłatwiej o przykłady z własnego ogródka, więc ruszyłam z pytaniami do mniej lub bardziej znanych mi koleżanek, by sprawdzić, jak to wygląda w praktyce gdzie indziej. Przeprowadzone śledztwo dało bardzo ciekawe wyniki. Otóż równouprawnienie najlepiej wygląda wśród par, które wspólnie budują vany! Bardzo często są to młodzi ludzie, którzy spełniając swoje marzenia o vanlife, budują mobilne domy własnoręcznie, zdobywając niezbędną do tego wiedzę na bieżąco, podczas procesu tworzenia. Dziewczyny nie tylko projektują przestrzeń życiową, ale też biorą udział w jej kreowaniu, chwytając bez zbędnych obaw za narzędzia budowlano-stolarskie. 
Moja przyjaciółka Magda z @para.van, pracująca latami jako architektka w renomowanej pracowni projektowej, podczas przebudowy „trojaczka” na dizajnerskie gniazdko dla dwojga paralotniarzy okazała się demonem wyrzynarki i wszelkich robót stolarskich. Szkoliła zawzięcie swe nieodkryte dotąd talenty podczas prób na resztkach materiałów i dało jej to mnóstwo satysfakcji. Brak doświadczenia i wiedzy nie był żadną przeszkodą.
ReklamaBaba w smarach 2
Podobnie Kasia z @nasz.van. Nie dość, że budowała auto ramię w ramię ze swoim chłopakiem Arkiem, to jeszcze okresowo podróżuje nim tygodniami sama, co za tym idzie, sprawy obsługi i eksploatacji chałupy musi mieć w małym palcu. Co więcej, nie uważa, by było to coś nadzwyczajnego. W końcu, mieszkając w bloku, też musimy mieć pojęcie o podstawowej obsłudze kibelka czy zlewu! Najbardziej ekstremalną sytuacją, która jej się przytrafiła podczas jednej z samotnych długich podróży po Hiszpanii, było wjechanie tylnym kołem do rowu. Choć sytuacja początkowo wydawała się dość ekstremalna, poradziła sobie z nią z pomocą lokalnej policji i dziś wspomina ją z rozbawieniem.
Maja z @van_pawel po prostu stwierdziła, że auto zbudowali razem z Michałem i już. Musiała zastanowić się, zanim była w stanie wskazać coś, co zrobili osobno. To właśnie najmłodsze pokolenie vanliferów w sposób zupełnie naturalny preferuje wspólne działanie bez sztucznych podziałów, co automatycznie spycha stereotypowe delegowanie zadań do lamusa. Dziewczyny próbują swoich sił bez kompleksów, zaś chłopaki nie traktują kobiety z młotkiem jako zagrożenia dla ich męskości. 

Baba w smarach 3
Fot. archiwa prywatne

Kasia z @camprest_com zrobiła prawko kategorii C – co jest sporym wyczynem, wciąż nieczęstym wśród kobiet i budzącym spore emocje wśród mężczyzn. Ogólnie zrobienie kategorii C wymaga nieporównanie większego zachodu niż kat. B. Jak sama przyznaje, zrobiła to z kilku powodów. Nie tylko po to, by podróżować pojazdami o masie powyżej 3,5 t czy móc zmienić za kółkiem małżonka, ale też po to, by pokazać innym, również kobietom, z czym to się je, co trzeba załatwić, ile zapłacić, ale także podzielić się wrażeniami dotyczącymi samego kursu i egzaminów. Okazało się, że nie taki diabeł straszny. Kasia zżyma się jednak na małą liczbę kobiet siedzących za kierownicami kamperów i holowników przyczep. 
Doti jeździ ze swoją rodziną starą Niewiadówką N132, którą podróżowała w dzieciństwie jeszcze z dziadkami. Po 20 latach niebytu wytargali z mężem zieloną już przyczepkę z krzaków i dali jej drugie życie. Dorota nie tylko ramię w ramię z małżonkiem remontowała i konserwowała wieloryba, przywracając mu dawny blask, ale też bez problemu ogarnia zaczepienie na hak, holowanie, rozstawianie i poziomowanie. Nieobca jest jej również konserwacja poszycia przyczepy teflonem i wymiana tapicerki. Z definicji za to nie tyka elektryki, bo jak sama przyznaje, na tym się nie zna.
Kasia z @zycietowycieczka jest głównie kierowniczką od prac koncepcyjnych. Nie tylko przeprojektowała użytkową część busa sprowadzonego z Holandii, ale też wyszukała bardzo nietypowe zbiorniki na wodę, które były użyte w pierwotnej zabudowie. Co ciekawe, sama ogarnia kota, bo tylko ona go używa. Obsługi vana się nie lęka – jest kierowcą, który ogarnia kwestie eksploatacyjne. Jak przyznaje, nie do końca radzi sobie z parkowaniem tyłem, lecz planuje to jak najszybciej przećwiczyć, ponieważ jej zdaniem to trochę żenada.
Bardzo inspirujące było dla mnie obserwowanie na Instagramie, jak dwie dziewczyny – @dwiemile – remontowały i przystosowywały do swoich potrzeb 35-letniego (!) Volkswagena T3. Jednakowoż praca z klasykiem to milion nieprzewidzianych działań pomiędzy tymi zaplanowanymi i praca od podstaw, czyli zwykle od gołej blachy. Emi i Kamila początkowo były pewne, że ze wszystkim poradzą sobie same. Ochoczo zabrały się za wybebeszanie Vandy ze starej tapicerki i dociepleń oraz za projektowanie i uzupełnianie wiedzy. W trakcie remontu okazało się, iż będą jednak musiały część prac zlecić i tu zaczęły się kontakty z fachowcami. Choć byli oni niezastąpieni przy niektórych robotach, to zaczynali zwykle od podważania koncepcji dziewczyn i sugerowania, że nadmiernie kombinują. Ostatecznie udawało im się postawić na swoim, a ciągła obecność we wszystkich procesach dała im potężną wiedzę i pewność siebie w obcowaniu z tym wyjątkowym autem. 
Marzi z @panstwo_chilkowscy potrafi wyczarowywać piękny instagramowy nastrój, jak to się mówi, umie w dizajny, ale nie ma problemu z holistyczną obsługą ich auta. Wie, gdzie co się wlewa, jakiego oleju silnikowego użyć, bez problemu obsługuje wszelkie funkcje auta – i te bytowe, i te techniczne. Jednak zacięcie do estetyki nie wyklucza drygu do mechaniki! I mimo że rolki z insta różnią się od rolek napinacza, można mieć wiedzę na temat jednych i drugich.
Pomimo wielu ciekawych rozmów o kobiecej stronie caravaningowych technikaliów nie da się nie zauważyć dziewczyn po drugiej stronie barykady, które spraw technicznych nie tykają z założenia i z pełną premedytacją, choć niechybnie świetnie dałyby sobie radę. Dlaczego? Ano z obawy przed lenistwem ich towarzyszy podróży. Powszechny jest lęk, że panowie zaniechają jakichkolwiek czynności i wszystko spadnie na nie. Dominuje odpowiedź: mogłabym, ale po co, skoro jest „techniczny”? Na co dzień są doskonałymi kierowcami, jednak nie wychylają się, by nie zostać etatowymi kierowcami po każdym wesołym i suto zakrapianym zlocie.
Ostatnia odpowiedź na pytanie, dlaczego panie nie garną się do prac uznawanych za typowo męskie? Bo w ogóle nie przychodzi im to do głowy! Mamy głęboko wdrukowane schematy, z góry błędnie lokujące prace techniczne poza żeńskim zakresem kompetencji. Niektóre kobiety boją się też o ego swoich partnerów, jakby umiejętność posługiwania się kluczami czy kombinerkami miała wpływ na rozmiar cojones i delikatną psychikę ich facetów. Chociaż dziewczyny coraz śmielej poczynają sobie w dziedzinach ogólnie uznawanych za męskie, trend ten traktuje caravaning z dużą dozą nieśmiałości. Na szczęście wiele wskazuje na to, że to tylko kwestia czasu i zmiany pokoleniowej, podobnie jak na innych polach.
Chce się zakrzyknąć, parafrazując przekaz słynnego peerelowskiego plakatu, Kobiety na kampery! Jak w każdej dziedzinie, chcieć równa się móc – wszelkie ograniczenia są tylko w naszych głowach.

Manuela Warzybok

Artykuł pochodzi z numeru 6 (108) 2022 r. magazynu „Polski Caravaning”.

Chcesz być na bieżąco? Zamów prenumeratę – teraz jeszcze taniej i szybciej.


Administrator04.03.2023 zdjęć 8
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News