artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord - bookingcamper zacznij zarabiac
Biwak i zbieranie odłamków meteorytu w Czelabińsku
Biwak i zbieranie odłamków meteorytu w Czelabińsku

Shiba Inu Expedition

Czas czytania 5 minut

W hołdzie dla czworonożnego przyjaciela

– Mam na imię Tomasz i jadę po szczeniaka do Japonii – tak zaczyna się opowieść jednego z bardziej niezwykłych ludzi, których miałem okazję poznać. Tomasz „Tom Beer” to były wojskowy lotnictwa polskiego, nurek z pasji i podróżnik z zamiłowania. Gdy czytacie ten materiał, właśnie pakuje się, aby odbyć kolejny etap swojej niesamowitej podróży.

Poszukiwania nowej drogi

Po zakończeniu kariery wojskowej Tomasz nie wiedział co ma dalej robić w życiu. Pracował jako windykator, potem miał kawiarenkę internetową, robił remonty, a następnie meble kuchenne i biurowe. Po pewnym zleceniu chciał sobie zrobić chwilę przerwy, więc poleciał na nurkowanie do Egiptu, wstępnie na 2 miesiące, a został tam 2 lata. Pomagał znajomemu w bazie nurkowej, tam zdobył i szlifował swoje umiejętności, aż do uzyskania tytułu instruktora, w wolnym czasie razem ze swoim psem robił małe wypady terenówką na pustynię. Z Egiptu przeniósł się do Tajlandii, również do bazy nurkowej w celu jej nabycia drogą kupna. Z biznesu nic nie wyszło, ale skoro już był na miejscu, to został na rok – w końcu tam też jest pięknie. Wtedy psiak musiał mieszkać z jego córkami. Z Tajlandii był już tylko krok do Malezji, gdzie również spędził rok jako nurek robiący inspekcje na platformach wiertniczych i bojach cumowniczych do tankowców.

Wierny przyjaciel

W większości tych wojaży wiernie towarzyszył mu Takeshi – pies rasy shiba inu. Po czterech latach wrócili do Polski. Pewnego dnia psa ukąsił szerszeń. Nie dało się go uratować. W sercu Tomka powstała pustka. Postanowił, że historię ich niezwykłej przyjaźni pozna cały świat, a po kolejne wcielenie swojego pupila uda się wprost to źródła, czyli do hodowli shiba inu pod Tokio. Wyjazd do Japonii przez Azję kontynentalną to nie spacer po bułki do marketu, do takiej ekspedycji trzeba się dobrze przygotować. Tomaszowi zajęło to 4 lata – zbieranie funduszy, wybór i zakup samochodu, szczepienia itp. To nie miała być jazda na krechę „w tę i z powrotem”, tylko wyprawa, przy okazji której chciał zobaczyć wiele miejsc.

ReklamaShiba Inu Expedition 1
Samochód wyprawowy

Trasa była wynikiem analizy i konsultacji z innymi podróżnikami. Podobnie było z samochodem. Terenową toyotę wybrał dlatego, że samochody tej marki można serwisować nawet w dalekiej Azji. JSamochód był profesjonalnie przygotowany do off-roadu, w pakiecie dołączona była przyczepa namiotowa niemieckiej firmy 3DOG camping.

Land Cruisera HDJ100 napędza potężny 4,2-litrowy TurboDiesel o mocy 210 KM, a napęd przekazywany jest stale na 4 koła. Wnętrze samochodu zostało tak zmodyfikowane, aby po złożeniu oparć tylnej kanapy dało się wygodnie spać.

Jazda próbna

Samochód wraz z przyczepą odbył „szybki” test w rundzie dookoła Europy. Tomasz wyruszył z Polski w stronę Holandii, a stamtąd, jadąc wzdłuż wybrzeża, przez Portugalię i Gibraltar dotarł aż na sam czubek włoskiego buta, następnie promem przedostał się do Chorwacji i przez Bałkany wrócił do Polski. Toyota otrzymała pakiet dodatkowego wyposażenia kempingowego (terma, prysznic, lodówka itp.) i stała się energetycznie niezależna. Zestaw solarów uzupełnia mobilna, składana elektrownia wiatrowa z dwoma kompletami śmigieł – 75 i 120 cm średnicy. Zestaw jest tak skonfigurowany, aby pozwalał przeżyć w razie awarii i oczekiwania na pomoc lub w sytuacji zagrożenia ratować się szybką ucieczką. Zamontowano także dodatkowe zbiorniki na wodę w samochodzie i przyczepie oraz system ładowania dodatkowych akumulatorów w przyczepie, dających zasilanie na biwaku. Ważnym systemem jest także satelitarny abonamentowy InReach Explorer+, przez który można wezwać pomoc i który podaje aktualną pozycję. Można także wysyłać i odbierać SMS-y drogą satelitarną oraz krótkie wiadomości tekstowe na Facebooka czy Twittera.

ReklamaShiba Inu Expedition 2
W drogę!

Tomasz wyruszył 28 maja 2018 roku. Trasa prowadziła przez Ukrainę, rosyjski Krym, na który jako pierwszy Polak dostał się nowym 6-pasmowym mostem, Rosję, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan i azjatycką część Rosji. Celowo ominął bardzo drogie dla samochodowego podróżnika Chiny (Państwo Środka wymaga chińskiego prawa jazdy, ubezpieczenia, przeglądu itp.). Pokonał w tym czasie około 40000 kilometrów.

Podczas podróży prawie codziennie robił „lajfy” na Facebooku, nagrał też godziny materiału wideo, z którego postaramy się zmontować film. Wyobraźcie sobie dziury w drodze wielkości terenowej toyoty, półmetrowe koleiny na głównej asfaltowej drodze, złośliwie poluzowane i w efekcie urwane koło od przyczepy, zgubienie drogi na pustyni, maglownicę wyrwaną z ramy, rozpadającą się „terenową niemiecką cepkę” i w końcu „chrzczone” wodą paliwo, które mimo wymienionych filtrów zabiło pompę wtryskową. Pierwszy etap podróży zakończył się 22 października 2018 roku. Nasz bohater zmuszony był zostawić samochód w rosyjskim serwisie i samolotem przez Moskwę wrócić do Warszawy. Pompa wtryskowa została zregenerowana, a przyczepa wzmocniona „po rosyjsku”. Zestaw czeka na Tomka we Władywostoku, do którego nasz podróżnik wyrusza na przełomie kwietnia i maja, by kontynuować misję. W planach, już z psem na pokładzie, jest miesięczne zwiedzanie Japonii. Od budżetu i pomyślnych wiatrów zależy, czy Tom będzie wracał przez Rosję, czy pojedzie zupełnie w drugą stronę i objedzie glob przez Alaskę, Amerykę Północą, Południową i wróci do Europy przez Gibraltar.

Autor: Martin Wnuk.

Artykuł pochodzi z numeru 2(87) 2019 Polskiego Caravaningu


Administrator11.05.2020 zdjęć 11
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News