artykuły

podrozePODRÓŻE
ReklamaBilbord - WCF 26.04-12.05 Sebastian

Rajd po północy Włoch (3)

Czas czytania 10 minut
Rajd po północy Włoch (3)

Zobaczyliśmy w Rzymie dużo piękna, ale wyjeżdżając z tego miasta, poczuliśmy ulgę. Dane nam było doświadczyć również, niestety, negatywnych przeżyć. Stolicę Włoch zapamiętamy jako miasto pełne niespodzianek...

Do stolicy Włoch wjechaliśmy po południu. Początkowo nasz plan zakładał, że zaparkujemy na jakimś placu dla kamperów na przedmieściach lub wręcz pod miastem i na podbój Rzymu wyruszymy komunikacją miejską, a najchętniej metrem. Zjeżdżając z obwodnicy ani się obejrzeliśmy jak przywitały nas tablice znakujące granice miasta. Z każdym kilometrem w poszukiwaniu dogodnego miejsca do zaparkowana brnęliśmy coraz dalej, bliżej centrum. Po drodze minęliśmy centrum olimpijskie, gdzie parkingi wydały nam się mało bezpieczne. Jakoś tak wyszło, że jadąc, a właściwie błądząc, ulicami zatłoczonego miasta zawędrowaliśmy nad rzekę Tybr w okolicę Watykanu. Wzdłuż Tybru znajdują się pasy parkingowe. Stoją tu nawet autobusy wycieczkowe przywożące grupy zwiedzających. Zaparkowaliśmy więc w sąsiedztwie placu św. Piotra. Miejsce wydawało się być uczęszczane i bezpieczne, dlatego po zapłaceniu w parkometrze opłaty za postój, wybraliśmy się na wieczorny rekonesans Wiecznego Miasta.

Rajd po północy Włoch (3) 1

Plac św. Piotra w całej okazałości. Bruk lśni od deszczu.

Nici ze zwiedzania
W miarę możliwości chcieliśmy jeszcze tego samego dnia zwiedzić część Watykanu z Bazyliką św. Piotra, a następny dzień poświęcić na Kaplicę Sykstyńską i najbardziej znane obiekty Rzymu. Plan ten okazał się z gruntu zły. Nie powinno się planować zwiedzania Bazyliki św. Piotra wieczorem, ponieważ jest ona zamykana dla turystów. Można co najwyżej pospacerować po placu św. Piotra. Tego dnia nie sprzyjała nam też pogoda. Kilka chwil po wyjściu z kampera nad Rzymem zakotwiczyła solidna burza. Grzmoty i opady były tak duże, że półtorej godziny spędziliśmy w ukryciu bramy kamienicy, gapiąc się na przemian na krople uderzające o bruk chodnika i Bazylikę św. Piotra oddaloną od nas jakieś 400 metrów. Gdy burza ostatecznie zdecydowała się opuścić miasto, nagle wyszło słońce i zapanował upał. W swobodnym oddychaniu nie pomagał też smog, który najwyraźniej jest w tym mieście na dobre zadomowiony.
ReklamaRajd po północy Włoch (3) 2
Dziarsko ruszyliśmy w kierunku placu św. Piotra. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że tego dnia nie będzie nam już dane wejść do Bazyliki św. Piotra. Sam plac okazał się ogromny. Robi on naprawdę duże wrażenie. Bazylika św. Piotra to jadna z największy największych chrześcijańskich budowli. W zasadzie jest to drugi pod względem wielkości kościół na świecie. Można więc sobie wyobrazić jak monumentalne wrażenie robią wszystkie zgromadzone tu budowle. Taki mały szczegół jak postacie świętych na kolumnadzie okalającej plac św. Piotra mają ponad trzy metry wysokości (sic!), choć z dołu tego nie widać. Z placu św. Piotra można przejść bezpośrednio na teren Watykanu. Wszystkich wejść pilnują gwardziści z Gwardii Szwajcarskiej. Przy jednym z przejść udało nam się namówić młodego Szwajcara do zrobienia sobie z nami zdjęcia. Nieocenioną pomocą okazała się tutaj perfekcyjna znajomość języka niemieckiego mojej żony.
Rajd po północy Włoch (3) 3

Udało nam się uprosić gwardzistę z Gwardii Szwajcarskiej o pozowanie do zdjęcia.

Spacerując po Rzymie
Nagle zrozumieliśmy jak wiele czasu potrzeba na to miasto. To co zobaczymy, będzie jedynie przedsmakiem przyszłej wyprawy. Nie planowaliśmy dokładnego zwiedzania, bo nie to było naszym celem. Chcieliśmy tu dojechać i otrzeć się o Watykan, Koloseum i inne słynne zabytki. Ponieważ było jeszcze dość wcześnie, z mapą w ręku poszliśmy w kierunku centrum. Oglądaliśmy pozostałości starożytnych budowli. Dotarliśmy na plac Wenecki, gdzie wznosił się monumentalny Ołtarz Ojczyzny. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy się ściemniło! Już po zmroku oglądaliśmy fontannę di Trevi – najbardziej znaną fontannę Rzymu. Panował wokół niej wielki tłok...
ReklamaŚT2 - biholiday 06.03-31.05 Sebastian
Stamtąd niedaleko już było pod niemniej słynne Schody Hiszpańskie. Odbywało się tam właśnie przedstawienie operowe; schody były zajęte przez widownię. Śpiew operowy w nocnej scenerii tego miejsca stwarzał magiczny klimat... Zasłuchani zapomnieliśmy o zmęczeniu i uciekającym czasie, a pora była najwyższa, żeby wrócić do kampera.
Rajd po północy Włoch (3) 5

Pozostałości po starożytnych budowlach.
Rajd po północy Włoch (3) 6

Piękny Ołtarz Narodowy.

Po prostu... rozpacz!
W świetnych nastrojach szliśmy w kierunku Tybru, planując kolejny dzień. Jednak to, co zastaliśmy w kamperze, ostudziło nasz entuzjazm dla tego miasta. W drzwiach była wybita szyba, wewnątrz otwarte i przegrzebane wszystkie szafki, a z deski rozdzielczej zionęła dziura po radiu. Przeżyliśmy wielki szok. Ciężko było zachować spokój. Wstępnie oszacowaliśmy straty. Złodziej nie miał wiele czasu, dlatego zabrał jedynie radio i telewizor LCD zamontowany na ścianie. Dziwne, że nie zginęły żadne inne rzeczy. Zostały piloty do radia i TV, a nawet telefony komórkowe i laptop. To była jakaś przypadkowa i bardzo szybka akcja. Nie- mniej jednak dla nas mogła oznaczać koniec wakacji i powrót do kraju. Zmęczenie w jednej chwili nas opuściło! Dzieciom trudno było opanować łzy. Ewa (żona) we wszystkich znanych jej językach próbowała dogadać się z włoskimi karabinierami, zgłaszając włamanie. Aby dopełnić formalności, należało zgłosić się z samochodem na posterunek w centrum miasta. Nigdy bym nie przypuszczał, że będę jeździł po takich, jak tego dnia, miejscach w Rzymie samochodem osobowym, a co dopiero kamperem!
Rajd po północy Włoch (3) 7

Przykra niespodzianka...
Rajd po północy Włoch (3) 8

Tu jeszcze niedawno był telewizor...

Karabinierzy okazali się bardzo miłymi ludźmi i... to właściwie tyle. Ich praca polega na bezwiednym podbijaniu protokołów z tego rodzaju rozbojów. Rzymska codzienność. Po załatwieniu wszystkich formalności z karabinierami pojechaliśmy poszukać miejsca na nocleg. Jeździliśmy do drugiej w nocy, chcąc zatrzymać się na strzeżonym parkingu. Przejeżdżaliśmy przez różne dzielnice, a niektóre miejsca można było porównać chyba tylko z czerwoną dzielnicą w Amsterdamie. Spaliśmy na parkingu w centrum, jakiś kilometr od placu św. Piotra, co prawda niestrzeżonym, ale w towarzystwie jeszcze dwóch kamperów. Zawsze to raźniej, a mimo to Ewa tej nocy nie zmrużyła oka. Ja po szaleńczej jeździe kamperem spałem jak zabity.
Rajd po północy Włoch (3) 9

Widok na plac św. Piotra z kopuły Bazyliki św. Piotra.

Doświadczenia nigdy za wiele
Następnego dnia rano miałem zgłosić się na posterunku. Wypełniłem szczegółową ankietę z przebiegu zajścia, dostając w zamian pieczęć i uścisk dłoni. Karabinierzy skwitowali wszystko stwierdzeniem „bad luck” i życzyli mi szczęścia. Cóż, nie zastanawiając się długo, postanowiłem wymienić rozbitą szybę. Był 14 sierpnia, przeddzień święta maryjnego, co we Włoszech (podobnie jak w Polsce) oznaczało dzień wolny od pracy. Nie było zatem chwili do stracenia. Postanowiliśmy, że Ewa z dziećmi wybiorą się na zwiedzanie, a ja, jako głowa rodziny, zajmę się naprawą samochodu. Telefonicznie otuchy dodał mi też właściciel kampera, pan Włodek Dunikowski, który zabronił nam wracać do kraju i nakazał spokojne kontynuowanie wypoczynku. Przekazał mi też wskazówki co do potrzebnej szyby. Kolejne kilka godzin spędziłem na dojazd do trzech firm zajmujących się wymianą szyb. Przejechałem po Rzymie blisko 100 km. Wszędzie „całowałem klamkę”. I teraz już naprawdę wiem, że nie jeździ się na wakacje do Włoch w sierpniu. Wtedy wszyscy Włosi są na wakacjach! Firmy pozamykane, a załogi wypoczywają na zbiorowych urlopach. Pojechałem do sklepu i kupiłem kawałek pleksi oraz piłkę do metalu. W czasie kiedy moja rodzina zwiedzała Watykan, ja w czterdziestostopniowym upale rozmontowałem drzwi, wyjąłem resztki rozbitej szyby i korzystając z uszczelki, jak z szablonu, pracowicie wycinałem z pleksi nową szybę. Piła cięła, cięła, cięła... W tym czasie Ewa z dziećmi ustawiła się w długiej kolejce do Bazyliki św. Piotra. Po mniej więcej godzinie cała trójka była w środku.

Ostatnie rzymskie atrakcje
Hurra! W końcu udało się wyciąć piłą nową szybę! Jej montaż to już była sama przyjemność. W efekcie powstało arcydzieło, z którego jestem bardzo dumny. Zresztą, obwołany zostałem bohaterem domowym, ale co ja tam będę się chwalił...
Kiedy szkoda została naprawiona, Ewa postanowiła zostać w kamperze i go przypilnować, a tym razem ja, razem z dziećmi, wybrałem się do centrum miasta. Pojechaliśmy metrem do Koloseum. Chcieliśmy zobaczyć antyczną arenę i znajdujące się tuż obok Forum Romanum. I tak nasza rzymska przygoda dobiegła końca. Po nastaniu ciszy nocnej wyjeżdżaliśmy z miasta. Bez żalu, a nawet można powiedzieć, że z ulgą. Widzieliśmy dużo piękna, ale też trzeba powiedzieć, że z każdego narożnika czaiły się cienie wielkiego miasta. Tłumy turystów wymieszane z nagabującymi do zakupu tandetnych rzeczy nielegalnymi imigrantami. Smród ciemnych uliczek, bram i klatek schodowych, sterty śmieci, brak świeżego powierza, zaduch i smog. Takie wrażenia można wywieźć z każdego popularnego turystycznie miejsca we Włoszech, ale w Rzymie dają się one odczuć w sposób wyjątkowo silny. Pamiętam pachnącą lawendą południową Dalmację w Chorwacji i szczerze mówiąc, obserwując otoczenie, tęskniłem za tamtymi widokami i zapachami. Nasze nieco negatywne wrażenia spotęgowane zostały przez nieprzyjemny incydent z włamaniem. Teraz potrzebowaliśmy spokoju i prawdziwego wypoczynku. Skierowaliśmy więc kampera na północny zachód. Cel – wybrzeże Morza Śródziemnego, plaża, słońce i lenistwo.

Relaks nad Morzem Tyrreńskim
Noc zastała nas na stacji benzynowej przy autostradzie A12 w okolicach rzymskiego lotniska Fiumicino. Generalnie stacje benzynowe przy włoskich autostradach są bardzo bezpieczne i mają wiele udogodnień dla miłośników caravaningu. Zwykle znajduje się na nich tzw. camper service, czyli miejsce, gdzie można bezpłatnie wykonać zrzut nieczystości i tankowanie wody. Za cel obraliśmy półwysep Argentario. Był to raczej dość przypadkowy wybór, dokonany losowo spośród niezliczonych nadmorskich miejscowości. Gdyby jednak okazało się, że źle trafiliśmy, to przecież mając kampera będziemy mogli spokojnie pojechać dalej. Wjechaliśmy na półwysep Argentario wąskim przesmykiem od strony miejscowości Orbetello. Okazało się, że to dość popularne miejsce. Udało się jednak znaleźć trochę przestrzeni w rejonie miejscowości Giannella. Okolica przypominała trochę polski półwysep Hel. Wąski „korytarz” porośnięty lasem piniowym i oblany z dwóch stron wodą. Wzdłuż drogi, na szutrowych pasach otoczonych lasem, znajdowały się parkingi. Opłata na postój obowiązywała od godziny 7.00 do 19.00. Poza tymi godzinami można było stacjonować bezpłatnie. Korzystały z tego załogi kamperów, nocując tam bez żadnych przeszkód. Zrobiliśmy tak i my. Od morza dzielił nas pasm wydm. I do tego śmieci, mnóstwo śmieci wyrzuconych po prostu w krzaki! Mam wrażenie, że w Polsce pod tym względem jest trochę lepiej... Nie przeszkodziło nam to jednak przeżyć cudownych chwil na naprawdę przyjemnej i cichej plaży. Poznaliśmy miłych Włochów, którzy stali kamperem obok nas i chętnie pomagali we wszystkim.
Rajd po północy Włoch (3) 10

Ogrody watykańskie.

Po solidnym moczeniu w słonej wodzie i dawce promieni słonecznych, zdecydowaliśmy o kolejnym celu na naszej drodze. Był już 16 sierpnia, a więc za trzy dni wieczorem mieliśmy oddać kampera do wypożyczalni w Nowym Sączu. Stało się pewnym, że nie wystarczy nam już czasu na centralną Toskanię. Postanowiliśmy, że ten region stanie się kiedyś w przyszłości tematem osobnej wyprawy.
Rajd po północy Włoch (3) 11

Nowa, samodzielnie wykonana szyba. Prawda, że piękna? Może nawet ładniejsza od oryginału...?
Rajd po północy Włoch (3) 12

Koloseum w całej okazałości. Po zmroku mury są pięknie oświetlone!

W końcu na kempingu
Na specjalne życzenie dzieci wyruszyliśmy następnego dnia w kierunku słynącej z Krzywej Wieży Pizy. Nie czekała nas daleka droga; mieliśmy do przejechania ok. 200 km bezpłatną drogą krajową SS1. Już na miejscu zatrzymaliśmy się na kempingu tuż obok centrum, jakieś trzysta metrów od słynnego placu Cudów z Krzywą Wieżą. Był to jedyny kemping, na jakim mieliśmy okazję nocować podczas całej wyprawy. Miejsca mnóstwo, warunki doskonałe z wszelkimi wygodami (przyłącze do prądu, gorący prysznic, czyste toalety, basen itp.). Naszą uwagę przykuła pewna angielska para, która podróżowała po Toskanii francuskim klasykiem marki Citroën. W swoim małym kabriolecie wieźli cały potrzebny ekwipunek, czyli namiot, kuchnię polową, baterie słoneczne do zasilania małej lodówki i wiele innych rzeczy... Niezłe klimaty!
Rajd po północy Włoch (3) 13

Widok przy zjeździe do Orbetello.
Rajd po północy Włoch (3) 14

Na trzy dni przed powrotem do kraju pierwszy raz rozstawiliśmy markizę.
Rajd po północy Włoch (3) 15

Co za klimaty – para Anglików podróżujących francuskim Citroënem na toskańskim kempingu.

Od opisu przyjemności na placu Cudów zacznę kolejną, ostatnią część opowieści. Proszę spodziewać się również podsumowania całej wyprawy!

Tekst: Przemek Serweta
Zdj.: Przemek i Ewa Serweta


12.06.2013
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News