Po zakończeniu Flower Rally w Katwijk (Holandia), wyruszyliśmy 19 kwietnia 2011 r. w dalszą podróż – do Portugalii. Trasę wytyczoną przez Belgię, Francję i północną Hiszpanię postanowiliśmy pokonać w miarę szybko, tak, aby poświęcić jak najwięcej czasu na zwiedzanie.
W Holandii, Belgii, a także we Francji oglądaliśmy krajobrazy położone najbliżej autostrad (we Francji, Hiszpanii i Portugalii „bolało” to finansowo), ale takie były założenia. Po drodze korzystaliśmy z CamperParków, różnie nazywanych w poszczególnych państwach (dużo informacji o nich można znaleźć m.in. w „Bordatlas-Reisemobil International”, dostępnych np. podczas targów Caravan Salon w Düsseldorfie), a także z miejsc w miarę bezpiecznych do nocowania, tj. parkingów przy marketach, stacjach benzynowych, centrach sportowych, kulturalnych itp.
Plaża w Biarritz (Francja).
Na całej trasie (łącznie 8600 km) nie mieliśmy żadnych kłopotów z noclegami w miejscach wybieranych w ten sposób (pomógł GPS!). Trafiliśmy również na CamperPark w Capbreton, już nad Zatoką Biskajską w pobliżu Biarritz we Francji, gdzie naliczyliśmy 120 kamperów zaparkowanych na noc (w cenie 7 euro zapewniony był postój z dostępem do prądu, toalety, wody), czyli katalogowa pojemność CamperParku była wykorzystana w 100 procentach!
Trochę powierzchownie Następnego dnia zwiedziliśmy Biarritz (znowu zatrzymaliśmy się na CamperParku, tym razem darmowym) i dalej kierowaliśmy się już północnym wybrzeżem Hiszpanii. Tempo zwiedzania mieliśmy spore, bowiem codziennie, w miarę możliwości pogodowych, odwiedzaliśmy kolejno miasta: San Sebastian, Bilbao, Santander, Gijon, La Coruna, Santiago de Compostella, Vigo. Oczywiście, w takim tempie odwiedzane miejsca pozwoliły nam jedynie wyrobić sobie pogląd na ich temat, ale zdecydowanie zachęciły nas do powrotu tutaj, gdy będziemy mieli więcej czasu... Wolne chwile podczas tego urlopu umilało nam czytanie przewodników i skserowanych artykułów z „Polskiego Caravaningu”.
Powrót ze spaceru do CamperParku w Biarritz.
Wielkanocne śniadanie na kempingu „Rio Alto” w Povoa de Varzim (Portugalia).
Kościół Igreja do Carmo w Porto ze ścianą wyłożoną malowanymi płytkami ceramicznymi, tzw. azulejos.
Stateczki wycieczkowe na rzece Duero w Porto. W tle jedna z dzielnic miasta.
Święta na kempingu Na zwiedzanie Portugalii poświęciliśmy również kilka dni. Dla zaoszczędzenia czasu nadal podróżowaliśmy po płatnych autostradach, zbaczając tylko do większych i bardziej znanych miast, takich jak: Porto, Braga, Coimbra, Fatima, Lizbona. W okresie tuż przed Świętami Wielkanocnymi nie odczuliśmy (wbrew informacjom podawanym w przewodnikach) większych oznak przygotowań i przedświątecznej atmosfery. Same święta spędziliśmy na kempingu „Rio Alto” sieci „Orbitur” w Povoa de Varzim, 25 km przed Porto. Pierwszy raz w życiu spędziliśmy te święta tylko w czteroosobowym składzie rodzinnym (jednak tradycja) z pisankami i innymi gadżetami wiosenno-wielkanocnymi, np. stroikami kwiatowymi wiezionymi ostrożnie ze zlotu holenderskiego (relacja w poprzednim „PC”, str. 24-25). Naszym przerywnikiem w biesiadowaniu świątecznym był długi spacer po pięknej piaszczystej plaży nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego. Ubrani byliśmy w lekkie ciuchy (chłodnawa bryza), natomiast przy zamglonym lekko niebie, słońce spaliło nam czoła i ramiona – zatem trzeba uważać nawet w kwietniu!
Zaskoczeniem dla nas był przyjazd na kemping wielu rodzin portugalskich i grup młodzieżowych, które potwierdziły swój związek z Kościołem... uczestnictwem we mszy świętej i wspólnym śniadaniem księdza z gospodarzami w kempingowej restauracji. Obiekty sieci „Orbitur” są dobrej klasy, pięknie położone i w całkiem przystępnych cenach („Rio Alto” – 14 euro). A turystów o tej porze roku nie ma wielu...
Ostra jazda w Porto! Posługując się przewodnikami o Portugalii, wyszukujemy w poszczególnych miastach główne atrakcje, poznając każdego dnia inne, pstrykając średnio po dwieście fotek na pamiątkę, by było do czego wracać w jesienno-zimowe wieczory… I tak, więcej czasu poświęciliśmy na zwiedzenie Porto i Lizbony. W obu miastach zatrzymaliśmy się na kempingach położonych z dala od centrów miast, jednak dobrze skomunikowanych liniami autobusowymi. Podczas jazdy autobusem w Porto przeżyliśmy namiastkę Rajdu Portugalii! Kierowca pojazdu po wąskich i krętych uliczkach przedmieść (na szczęście jednokierunkowych) jechał z bardzo dużą prędkością, na pograniczu wypadku, przy okazji rozmawiając ze stojącym obok kolegą! Jednak cali i zdrowi podziwialiśmy interesujące konstrukcje mostów nad rzeką Duero, po której pływają tradycyjne statki „rabele” z beczkami miejscowego dobrego „porto”. Podobało nam się również historyczne centrum miasta ogłoszone Majątkiem Ludzkości przez UNESCO i romańska katedra Se, wybudowana w XII w. przez pierwszego króla Portugalii, Alfonsa I Zdobywcę.
Kemping „Marisol” w Porto jest za mały, jak na tak atrakcyjne miasto. Ma ciasne uliczki dojazdowe i niewielkie parcele, na których upycha się za dużo pojazdów. Trzeba bardzo dobrze czuć gabaryty auta, by go nie przytrzeć... My spędziliśmy tam tylko jedną noc, delektując się przy tym pysznym miejscowym winem, zakupionym w jednym ze sklepików w dzielnicy Vila Nova de Gaia.
Potęga Fatimy W drodze do Lizbony zbaczamy z autostrady do Fatimy. Miejsce kultu i pielgrzymek wiernych przytłacza swoim ogromem... Świetnie utrzymane obiekty sakralne (w nieporównywalnie lepszym stanie niż w Santiago de Compostella w Hiszpanii – też miejscu pielgrzymek!), jak neobarokowa bazylika, ogromna esplanada, dwa razy większa od placu Świętego Piotra w Rzymie, mogąca pomieścić 300 tys. pielgrzymów i wiele innych obiektów służących turystom i duchowieństwu. W pobliżu znajdują się ogromne parkingi, gdzie całe wielopokoleniowe rodziny np. posilają się w cieniu drzew, podobnie jak na kempingu „Rio Alto”. My też po posiłku ruszamy w kierunku Sintry. Niestety, późnym popołudniem piękne w katalogach pałace (zwłaszcza Palacio Nacional da Pena), parki i inne obiekty są już dla nas niedostępne, choć z dalszej odległości sprawiają też wielkie wrażenie. „Zaliczamy” jedynie wycieczkę lokalną kolejką turystyczną i ruszamy w kierunku Cabo da Roca – najdalej na zachód wysuniętego krańca kontynentalnej Europy. I znów spotkało nas niepowodzenie, bowiem po przejechaniu około kilometra, GPS wyprowadził nas na drogę o bardzo stromym podjeździe, z którym nie poradził sobie tylko dwulitrowy (!) silnik naszego Hymerka. Trzeba przyznać, że byliśmy nim już na Gubałówce i w kilku innych równie trudnych miejscach, gdzie radził sobie nieźle, ale tym razem po przymusowym postoju na drodze, by przepuścić pojazd zjeżdżający wąską szosą, nie miał dość mocy, aby wystartować. Następny nasz kamper musi mieć większą moc (wiem, że niestety akcyza podniesie jego cenę o co najmniej 15 proc.).
Fatima – miejsce kultu i pielgrzymek wiernych.
Uliczka w Lizbonie i słynna linia tramwajowa nr 28.
Podobny do naszych... Na „Lisboa Camping” wjeżdżamy wieczorem. Teren ogromny; obiekt ma miejsca dla kamperów i przyczep, a także jest sporo domków kempingowych, które są w stanie... mocno wyeksploatowanym, przypominającym, niestety, często niedoinwestowane polskie i czeskie kempingi (!), a tak bardzo różniące się od np. holenderskich. Mimo to nasze wyasfaltowane stanowiska, liczne i czyste sanitariaty, baseny, funkcjonalnie zorganizowana przy hotelu recepcja uzasadniają w pełni cenę 18 euro za dobę. Wyspani wyruszamy autobusem do centrum. Warto zaopatrzyć się (za ok. 4,50 euro) w bilety 24-godzinne, pozwalające poruszać się wszelkimi środkami komunikacji zbiorowej po mieście. Dzięki przewodnikom i mapom podziwiamy najważniejsze budowle stolicy Portugalii – m.in. wieżę Belem, pomnik Parado dos Descobrimentos zadedykowany morskim odkryciom Portugalii i położony w pobliżu, niesamowicie bogaty architektonicznie, kompleks Zakonu Mosteiro dos Jeronimos, słynny i największy plac Praca do Comércio, katedrę Se, wiele monumentalnych pomników itd. Przemieszczamy się słynnymi historycznymi tramwajami i całkiem współczesnymi autobusami. Zwiedzamy pieszo stare centrum miasta, napotykając mnóstwo interesujących miejsc i grupki polskiej młodzieży studiującej i zakochanej w Lizbonie. Wielkie wrażenie wywarły na nas również wspaniałe mosty, 25 Kwietnia oraz, już przy wyjeździe z Lizbony, Vasco da Gama, a także wielokilometrowy akwedukt Das Aquas Livres. Oczywiście, w tak krótkim czasie, jaki mogliśmy przeznaczyć na zwiedzanie miasta, jedynie potwierdziliśmy przewodnikową opinię – Lizbona jest jednym z najpiękniejszych miast Europy!
Największy i najsłynniejszy plac w Lizbonie – Praςa do Comércio.
Informujemy, że zaktualizowaliśmy naszą Politykę prywatności (dostępną w regulaminie). W dokumencie tym wyjaśniamy w sposób przejrzysty i bezpośredni jakie informacje zbieramy i dlaczego to robimy.
Nowe zapisy w Polityce prywatności wynikają z konieczności dostosowania naszych działań oraz dokumentacji do nowych wymagań europejskiego Rozporządzenia o Ochronie Danych Osobowych (RODO), które będzie stosowane od 25 maja 2018 r.
Informujemy jednocześnie, że nie zmieniamy niczego w aktualnych ustawieniach ani sposobie przetwarzania danych. Ulepszamy natomiast opis naszych procedur i dokładniej wyjaśniamy, jak przetwarzamy Twoje dane osobowe oraz jakie prawa przysługują naszym użytkownikom.
Zapraszamy Cię do zapoznania się ze zmienioną Polityką prywatności (dostępną w regulaminie).