Indywidualne podejście to cenny walor w każdym aspekcie życia. Dotyczy sztuki gotowania, wizażu i mody, towarzyszyć powinien też oczywiście pasjom i zainteresowaniom. Caravaning daje wiele możliwości tworzenia własnej przestrzeni, która łączy się naturalnie z osobowością użytkownika kampera czy przyczepy.
W ten sposób powstają zabudowy wnętrz pojazdów „szyte na miarę”, w których – odmiennie od seryjnych produkcji – niektórzy użytkownicy dopiero czują się u siebie. Ale przecież nie tylko środek pojazdu może być polem eksperymentów. Często nudnawe, jednolicie białe ściany pojazdów rekreacyjnych mogą okazać się sztalugą, na którą można przenieść odrobinę swojej osobowości. W tym duchu z ogromnym zaciekawieniem rozmawialiśmy z Marysią, którą poznaliśmy na naszym Zlocie miłośników Polskiego Caravaningu. Dlaczego przyczepa, i dlaczego tak interesujące graffiti na jej ścianach?
Historia Marysi
„Od dzieciaka lubiłam naturę i podróże pod namiot. Na początku były to wczasy z dziadkami i rodzicami, później ze znajomymi, mężem. Kempingi, festiwale - niemal zawsze pod namiotem, nie ważne czy był to kapryśny maj czy gorący lipiec. Natura, wolność i łatwość stworzenia swojego dachu nad głowa w kilkadziesiąt minut sprawia, że ta forma wypoczynku bardzo mi podpasowała. Kilka lat temu jeden znajomy opowiadał o swojej przyczepce i był zachwycony komfortem jaki zapewnia ona w podróży, ale było to mi obce. Nigdy wcześniej nie spałam w kamperze czy przyczepce, dlatego też bardzo długo namiot całkowicie mi wystarczał. Aż do momentu kiedy pojechałam ze znajomymi nad morze. Oni w przyczepie typu „stale w remoncie”, na szczęście ze sprawnymi kuchnią i sypialnią, a my w bardzo dużym i przestronnym, ale jednak materiałowym domku. Jak to nad morzem we wrześniu pogoda była mocno „barowa”, a niestety lokalu w którym można się było schować brakowało. Noc minęła niespokojnie i wietrznie. O poranku straszyły wyrwane śledzie, woda w namiotowym „przedpokoju” i mokre ręczniki, które przez noc usiłowały wyschnąć.
Początek transformacji
W tym samym momencie kiedy wychodziłam z wilgotnego materiałowego domu, moi wypoczęci znajomi przywitali nas pytaniem, z czym jemy jajecznicę bo „właśnie przygotowywali w przyczepowej kuchni”. W przypływie zazdrości podjęłam decyzje, że muszę to mieć. Do zakupu zbierałam się 1,5 roku. Zawsze było coś ważniejszego do kupienia i spłacenia skoro wcześniej już powiedziało się magiczne słowa „biore Cię kredycie na życie”. Kulminacyjnym momentem była decyzja o zmianie pracy. Doszłam do wniosku, że jeśli teraz nie kupię, to nie kupię jej wcale. Wypłaciłam oszczędności, mąż Wojtek dołożył resztę i tak staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami 30-letniego domku na kółkach, przyczepki Burstner Holiday. Widziałam w niej ogromny potencjał do lekkich przeróbek, żeby nadać jej indywidualnego charakteru. Bardzo lubię sztukę mimo, że tak naprawdę kompletnie się na niej nie znam. Nie znam malarzy, rzeźbiarzy, artystów. Dla mnie jest to bardzo szerokie pojęcie które oznacza coś twórczego, indywidualnego i wyjątkowego, coś co tworzy ludzkie ciało przy pomocy narzędzi.
To moja przyczepa!
Podczas jednej z wycieczek przyczepką stwierdziłam, że jeszcze czegoś jej brakuje, czegoś z czym mogłabym się identyfikować i tak narodził się temat pomalowania przyczepy, ale absolutnie nie na jeden kolor….To miało być coś wyjątkowego. Mimo, że czasem sięgam po pędzel i płótno nie podjęłabym się takiej odpowiedzialności i tu idealnie sprawdził się internet. Znalazłam artystę który wykonuje cudowne prace. Mikołaj Rejs tworzy bardzo indywidualne i wyjątkowe dzieła, ale zawsze we własnym, wypracowanym stylu. Postanowiłam napisać czy nie chciałby się podjąć takiego szalonego zadania. Miałam nadzieje, że napisze „tak” i tak też się stało. Bez szczegółowej wizualizacji, bez namacalnego projektu. Przekazałam Mikołajowi charakter postaci, a on połączył go ze swoją wyobraźnią i tak powstała na połówce mojej przyczepki „Bajkowa Marysia”. Wiecznie w biegu, roztrzepana, w odwiązanych wrotkach, goniąca za kwiatuszkiem. Szalona wizualizacja refrenu utworu Rotar „Na jednej z dzikich plaż”.
30 lat minęło
Wiele historii zaczyna się od kontaktów z ludźmi i tak też stało się z moją przygodą. Piękne rzeczy i wspomnienia często powstają przez splot dziwnych przypadków, jak u mnie. Znalazłam się w dobrym miejscu z dobrymi ludźmi. Nie mam pojęcia co będzie jutro, ale wśród zmiennych są dwie stałe - będę zawsze młodsza od swojej przyczepki oraz, że zbuduję w niej piękne wspomnienia i dołożę przysłowiową cegiełkę do jej 30-letniej historii."