Kiedy myślimy o caravaningu, z reguły wyobrażamy sobie w marę wygodną przyczepę lub kampera, ciepłe kraje, podróże, wolność i swobodę... Nasza przygoda z caravaningiem zaczęła się w bardzo dziwny sposób. Wówczas nawet w najodważniejszych snach nie przeczuwaliśmy, że doprowadzi nas w miejsce, w którym jesteśmy dziś.
Od marzeń do ich realizacji jest naprawdę tylko krok. W naszym przypadku były to pierwsze kroki spaceru gdyńskim bulwarem kilka lat temu. Wspólnie z żoną wpadliśmy wówczas na szalony, w opinii niektórych naszych znajomych, plan porzucenia pracy i wyjazdu do Ameryki Południowej na wiele miesięcy, bez biletu powrotnego. Aby było ciekawiej, wymyśliliśmy sobie, że będzie to wyprawa motocyklowa, pomimo braku jakiegokolwiek doświadczenia w tej materii. Zastanawiacie się, gdzie tu jest caravaning. Jak się później okazało, był to nasz etap przejściowy w drodze do „domku na kołach”. Wiele miesięcy żmudnych przygotowań, wybór i poznawanie sprzętu zaprowadziły nas pewnego grudniowego dnia przed bramę portu w Hamburgu, gdzie wsiedliśmy na statek cargo do Montevideo. Mieliśmy wtedy ambiwalentne uczucia. Rozpoczynała się tak długo wyczekiwana przez nas przygoda i obawialiśmy się, czy podołamy czekającym nas wyzwaniom w Patagonii, Ziemi Ognistej, andyjskich przełęczach i Pustyni Atakama. Jak to zwykle bywa, życie napisało nam fascynujący scenariusz na najbliższe osiem miesięcy. Zagubiliśmy się i zatraciliśmy w nowej dla nas podróżniczej rzeczywistości, która wciągnęła nas bez reszty i ukazała świat w innych barwach. A kiedy podróż dobiegała końca, zaczęliśmy myśleć o następnej. Zapadliśmy na nieuleczalną chorobę, jaką jest podróżowanie. Wszystkie przygody i emocje z tego wyjazdu staraliśmy się opisać w książce pt. „Pod niebem Patagonii”.
I tu zaczyna się nasza przygoda z caravaningiem. Być może trochę bardziej ekstremalnym, ponieważ na następny pojazd wyprawowy wybraliśmy Land Rovera Defender. Pojazd co prawda niezapewniający tak dużo komfortu, jak tradycyjny kamper, jednak idealnie nadający się do naszych planów powrotu na południowoamerykańskie bezdroża. Nie mieliśmy jeszcze wtedy pojęcia, co nas czeka i z jakimi problemami przyjdzie nam się zmierzyć. Kiedy kilka miesięcy po powrocie do kraju znaleźliśmy nasz wymarzony egzemplarz defendera, cieszyliśmy się jak dzieci. W kolejnych tygodniach początkowy entuzjazm lekko osłabł pod wpływem opinii przypadkowych mechaników, w których ręce trafił nasz nowy nabytek, a z których indolencją przyszło nam się zmierzyć. Wreszcie podjęliśmy decyzję, że najlepiej będzie zrobić zdecydowaną większość napraw i usprawnień wyprawowych samemu. Podobnie było zresztą z przygotowaniem motocykli na poprzednią wyprawę. Jak się potem okazało, doświadczenie nabyte podczas przygotowywania sprzętu zaprocentowało na wyjeździe. Mam nadzieję, że w tym przypadku będzie podobnie. Obecnie mamy za sobą etap gruntownych prac blacharskich, od których rozpoczęliśmy odbudowę naszego defendera. Wyspawaliśmy, a następnie zabezpieczyliśmy ramę. Remontowi poddana została ściana grodziowa. Zdemontowaliśmy i zabezpieczyliśmy nadkola, błotniki i drzwi. Kolejnymi elementami były progi, drabinka i stopień tylny własnej konstrukcji. Na dach założyliśmy oryginalny bagażnik G4 Expedition. Następnie skupiliśmy się na sprawach mechanicznych. Regeneracja i doprowadzenie pojazdu do porządku nie było łatwe. Wymieniliśmy praktycznie wszystkie podzespoły w układach napędowym, hamulcowym, kierowniczym i wstawiliśmy wzmacniany układ zawieszenia. Wszystkie te prace pozwoliły praktycznie całkowicie odbudować pojazd i przywrócić mu pierwotną kondycję. Na początku projektu mieliśmy plan zamontowania na pojeździe szczęki z otwieranym dachem. Po rozeznaniu tematu i kosztów z tym związanych, po długich rozważaniach odpuściliśmy tę opcję. Cena około 7-9 tys. euro za ten element pozwala spokojnie podróżować przez wiele miesięcy, więc z ciężkim sercem zrezygnowaliśmy z tego wariantu. Poza tym zabudowa bez podnoszonego dachu pozwala również wygospodarować sporo miejsca w środku. Kilka miesięcy przeglądania internetu i porównywania różnych opcji wykonania części mieszkalnej, nie tylko na defenderze, pozwoliło nam opracować naszą wersję i zaczęliśmy zabudowę. Zmieściliśmy w niej: ogrzewanie postojowe, lodówkę, akumulator hotelowy, przetwornicę 220 V, schowki, blat roboczy i wysuwane stoliki, oświetlenie i łóżko o wymiarach 195x130 cm. Uzyskanie tak dużego miejsca do spania przy umieszczeniu szafek na boku możliwe było dzięki wcięciu ich na wysokości platformy do spania. W pierwszej wersji szafki te miały być na całej wysokości lewej ścianki, jednak – jak to zwykle bywa – aż dwukrotnie zmienialiśmy nasze założenia. Pośrednim wariantem miała być ciemna lewa strona, bez okien, z blatem roboczym. Dlatego zamówiliśmy tylko dwa nowe okna na prawą stronę. Ostatecznie jesteśmy na etapie wyjmowania zaślepień po starych oknach i będziemy montować tam okna z możliwością otwierania do góry. Przecież nie po to wyjeżdża się w podróż, żeby ograniczać sobie widoczność. Poza tym kawa w pochmurne czy deszczowe dni lepiej smakuje, gdy ogląda się świat chociażby przez okno swojego domu na kółkach. Doszła też kolejna zmiana, mianowicie dwa wysuwane blaty robocze, każdy o wymiarach 30x45 cm, zamocowane na solidnych prowadnicach z blokadą zamknięcia i bardzo wytrzymałe. Przed przystąpieniem do prac stolarskich wykleiliśmy podłogę i boki dwiema warstwami butylowych mat wygłuszających i izolujących. Pierwsza to 2-milimetrowa warstwa tłumiąca wszelkie wibracje i niskie dźwięki. Na to przykleiliśmy 13-milimetrową warstwę butylu komórkowego. Pierwsze testy podczas jazdy wykazały znaczący spadek hałasu. Wszyscy wiemy, że kluczowym zagadnieniem podczas takich projektów jest wybór materiału, z jakiego będzie wykonana zabudowa, i co za tym idzie – minimalizowanie wagi. Rozważaliśmy ten problem długo i kompromisem pomiędzy ceną, szybkością wykonania, dostępnością materiałów oraz naszymi możliwościami samodzielnego wykonania okazała się być tradycyjna sklejka. Elementy „nośne” wykonane z 15 mm, a wykończenie z 10 mm i 6 mm. Finalnie drewniane elementy ważą około 70 kg i jesteśmy przekonani, że to dobry wynik, a wzmocnione zawieszenie HD poradzi sobie z tymi i dodatkowymi kilkoma kilogramami wyposażenia.
Równocześnie z ogromną liczbą godzin spędzanych w warsztacie przy pojeździe dopracowujemy projekt samej wyprawy. A będzie to ponownie Ameryka Południowa, do której ciągnie nas jakaś tajemnicza siła, magia andyjskich i patagońskich pustkowi. Niezmierzonych przestrzeni, miejsc, do których poprzednio nie było dane nam dotrzeć, i ludzi, którzy są przyjaźni i pomocni. W naszym podróżniczym zapale wspierają nas podobni do nas pasjonaci. Na obecną chwilę naszymi partnerami są: • Dema-Alu – producent okien i klap serwisowych do różnego typu pojazdów, • Oponeo.pl – największy w Polsce serwis internetowy sprzedaży opon, • MP Off Road Service – producent akcesoriów off-roadowych.
Projekt powoli wchodzi w fazę testowania pojazdu i montowania dodatkowego wyposażenia. Najbliższe miesiące przybliżą nas również do decyzji o wyborze rodzaju transportu dla nas i sprzętu do Ameryki Południowej.
Informujemy, że zaktualizowaliśmy naszą Politykę prywatności (dostępną w regulaminie). W dokumencie tym wyjaśniamy w sposób przejrzysty i bezpośredni jakie informacje zbieramy i dlaczego to robimy.
Nowe zapisy w Polityce prywatności wynikają z konieczności dostosowania naszych działań oraz dokumentacji do nowych wymagań europejskiego Rozporządzenia o Ochronie Danych Osobowych (RODO), które będzie stosowane od 25 maja 2018 r.
Informujemy jednocześnie, że nie zmieniamy niczego w aktualnych ustawieniach ani sposobie przetwarzania danych. Ulepszamy natomiast opis naszych procedur i dokładniej wyjaśniamy, jak przetwarzamy Twoje dane osobowe oraz jakie prawa przysługują naszym użytkownikom.
Zapraszamy Cię do zapoznania się ze zmienioną Polityką prywatności (dostępną w regulaminie).