artykuły

aktualnosciAKTUALNOŚCI
ReklamaBilbord Ubezpieczenia

Niepełnosprawny, czyli – niechciany turysta

Czas czytania 9 minut
Niepełnosprawny, czyli – niechciany turysta

Czy istnieje na świecie choć jedna firma, która nie jest zainteresowana sprzedażą swoich produktów? Przecież to absurd – powie ktoś obeznany z elementarnymi prawami ekonomii. A jednak taka firma egzystuje,a nawet ma się całkiem dobrze. Tą firmą jest… nasz kraj.

Polska posiada ogromne bogactwo, którego zasoby są niewyczerpane, a na którym można zarobić miliony dolarów. Tym bogactwem są jej walory turystyczne. Przy odpowiedniej, niewymagającej zbyt wielkich nakładów finansowych promocji, można z naszego kraju uczynić turystyczny raj, z którego zasobów można czerpać dochody w nieskończoność. Ten ogromny potencjał nie jest wykorzystany nawet w kilkunastu procentach. W 2004 roku spośród ponad 2200 zarejestrowanych wówczas polskich firm turystycznych, tylko niewiele ponad 200 było zainteresowanych turystyką przyjazdową. Większość z nich nastawiała się jednak na obsługę albo bardzo bogatych turystów, przyjeżdżających na polowania, albo dużych grup wycieczkowych, którym oferowano kanony polskiej turystyki: Wawel, Zakopane, Oświęcim, Warszawę, Trójmiasto, lub – miejsca kultu religijnego, związane z osobą papieża Jana Pawła II. Turysta, który chce zwiedzić Polskę nie tylko tę znaną z kolorowych zdjęć zamieszczonych w folderach, może tylko zrobić to na własną rękę. A i to nie zawsze.

Zmotoryzowani
W najlepszej sytuacji są turyści zmotoryzowani. Sieć polskich dróg umożliwia dotarcie prawie do każdego zakątka naszego kraju. Jedyną przeszkodą jest stan ich nawierzchni, ale to temat na zupełnie inny artykuł. Czy jedyną? Otóż nie. Istnieje spora grupa zmotoryzowanych turystów, przed którymi piętrzą się przeróżne bariery, w praktyce uniemożliwiające im podróżowanie po Polsce i wydawanie tu swoich pieniędzy. Są to turyści niepełnosprawni.

ReklamaNiepełnosprawny, czyli – niechciany turysta 1

Przeszkody
Pierwszą, najważniejszą przeszkodą na jaką napotyka każdy zmotoryzowany niepełnosprawny turysta są pojazdy, a raczej ich niedostosowanie do wymagań ludzi o ograniczonej możliwości samodzielnego poruszania się. Teoretycznie, niepełnosprawny może przerobić swój pojazd tak, aby było możliwe kierowanie nim wyłącznie przy pomocy rąk, albo tylko jednej ręki, lub nawet za pomocą joysticka. Przeróbki takie są kosztowne i nie każdy może sobie na nie pozwolić. Na dodatek można je wykonać tylko w pojazdach osobowych. Gorzej z samochodami terenowymi i kempingowymi. Pierwsze, z uwagi na bardzo wysokie zawieszenie, uniemożliwiają osobie niepełnosprawnej z dysfunkcją kończyn dolnych samodzielne zajęcie miejsca wewnątrz. Drugie mają dodatkowo inną przeszkodę nie do pokonania: zbyt wąskie drzwi. W Polsce nie są do zdobycia samochody kempingowe z drzwiami o szerokości 100 cm, przez które może swobodnie dostać się do ich wnętrza osoba na wózku. Nie są również dostępne - popularne w innych rozwiniętych krajach - specjalne podnośniki i windy, montowane na pojeździe, a pozwalające niepełnosprawnemu turyście na swobodne wjechanie doń lub opuszczenie go bez pomocy innych osób. To samo dotyczy przyczep kempingowych, nawet tych luksusowych, o wartości liczonej w dziesiątkach tysięcy euro. Wąskie drzwi, przypominające luki pomiędzy pomieszczeniami w łodzi podwodnej, źle rozplanowane wnętrze – wszystko to w praktyce eliminuje większość niepełnosprawnych z turystyki motorowej.
ReklamaŚT2 - biholiday 06.03-31.05 Sebastian

Kempingi i hotele
Na dodatek właściciele polskich pól kempingowych nie przewidzieli w swoich obiektach żadnych rozwiązań umożliwiających funkcjonowanie niepełnosprawnym: brak odpowiednich toalet, pryszniców, brak specjalnych podjazdów do barów i bufetów. Szansę na bycie turystami mają więc tylko ci, którzy korzystają z istniejącej stałej bazy noclegowej, czyli hoteli i niektórych schronisk, barów i restauracji oraz – co godne podkreślenia – coraz większej liczby gospodarstw agroturystycznych dostosowanych do potrzeb niepełnosprawnych. Niestety, pomimo że obowiązujące przepisy obligują właścicieli nowo powstających obiektów turystycznych do zapewnienia do nich dostępu osobom niepełnosprawnym, mało kto tym się przejmuje. Powstają więc hotele, w których albo w ogóle nie ma pokoi dla osób poruszających się na wózkach, albo są one umieszczane w miejscach trudno dostępnych, np. na najwyższym piętrze, tak, jakby ich istnienie było powodem do wstydu dla właścicieli obiektu. W Olkuszu, jednym z najatrakcyjniejszych turystycznie miast pomiędzy Krakowem i Katowicami, tylko w jednym hotelu istnieje jeden pokój, w którym może zamieszkać niepełnosprawny podróżnik. Podobnie wygląda sytuacja w innych miejscowościach turystycznych. W Zakopanem do niedawna ani jeden parking nie był dostosowany do potrzeb niepełnosprawnych turystów, a o publicznych toaletach lepiej nie wspominać. W tym popularnym kurorcie prawie żaden hotel nie jest przygotowany na przyjęcie osób poruszających się na wózkach. To samo dotyczy schronisk i obiektów o niższym standardzie oraz ogromnej większości zakopiańskich barów, restauracji i bufetów.

Drogo i niepotrzebnie
Jaka przyczyna powoduje, że firmy, świadczące usługi turystom, tak bardzo dyskryminują osoby niepełnosprawne? Otóż pod koniec XX wieku, kiedy na całym świecie osoby pokrzywdzone przez los lub naturę zaczęły głośno upominać się o swoje prawa, wymuszono na właścicielach hoteli dostosowanie pokoi, wind, toalet i restauracji do ich potrzeb. Wielkie sieci hotelowe dokonały kosztownych modernizacji i… okazało się, że pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Niepełnosprawni nie zainteresowali się przygotowanymi dla nich pokojami. Hotelarze w branżowych pismach wylali oceany łez nad swoim losem i ogłosili, że nie ma potrzeby adaptowania obiektów turystycznych dla nie w pełni sprawnych turystów, bo tacy nie istnieją. Nikt nie wziął jednak pod uwagę, że modernizację wykonano w hotelach o najwyższym standardzie, gdzie jeden nocleg kosztuje od 100 do nawet kilku tysięcy euro, a na taką rozrzutność wielu inwalidów nie może sobie pozwolić. Zafałszowana wskutek tego informacja o braku niepełnosprawnych turystów poszła jednak w świat.

Pieniądze i przepisy
Kilka lat temu pewna firma turystyczna z zachodniej Europy chciała zorganizować przyjazdy do Polski niepełnosprawnych turystów, którzy wypożyczonymi samochodami mogliby zwiedzić wszystkie zakątki Polski. Okazało się jednak, że w Polsce nie ma wypożyczalni aut, które posiadałyby samochody dostosowane do obsługi wyłącznie manualnej, na dodatek z automatycznymi skrzyniami biegów. Właściciele tłumaczyli się, że nie opłaci im się dokonywać kosztownych przeróbek aut, które będą wypożyczane przez niepełnosprawnych zaledwie kilka razy w roku. Byli zaskoczeni informacją, że w innych krajach Unii Europejskiej są w sprzedaży zestawy do samodzielnego montażu, które kosztują około 130 euro, a które pozwalają na dostosowanie samochodu do oczekiwań niepełnosprawnego kierowcy w ciągu niecałej godziny! Demontaż takiego urządzenia, zaprojektowanego z myślą o wypożyczalniach aut, zajmuje zaledwie 15 minut. Kto wie, czy owa firma turystyczna nie sprowadziłaby do Polski kilkunastu takich zestawów, aby montować je w wypożyczonych samochodach? Na przeszkodzie stanęły jednak przepisy: każde takie urządzenie musi mieć polską homologację, a ta kosztuje, i to niemało. W każdym razie na tyle dużo, że zainwestowane w to pieniądze nigdy by się nie zwróciły inwestorowi. Na dodatek zainstalowanie takich urządzeń – które są, zgodnie z fabryczną instrukcją, przeznaczone do samodzielnego montażu, może w myśl polskich przepisów wykonać jedynie… stacja obsługi samochodów! Absurd goni za absurdem. Tak więc temat wypożyczania aut niepełnosprawnym turystom przestał istnieć. Właściciele wypożyczalni samochodów stracili setki tysięcy złotych, skarb państwa nie zyskał dodatkowego źródła podatków, nie zarobiły także firmy, świadczące usługi turystyczne i okołoturystyczne, koncerny paliwowe, dzierżawcy autostrad… Wszystko przez jeden nieżyciowy przepis.

Miejsca dla niepełnosprawnych?
Inny - równie absurdalny - przepis grozi poważnymi sankcjami wszystkim niepełnosprawnym kierowcom, którzy odwiedzą nasz kraj i zechcą skorzystać z uprawnień przysługujących im na całym świecie. Zapisano go w Dzienniku Ustaw nr 58 z 2003 roku, w pozycji 515, oraz w Prawie o Ruchu Drogowym. Przepis ten mówi, że aby kierowca niepełnosprawny mógł skorzystać ze specjalnych miejsc parkingowych, musi posiadać tzw. kartę parkingową. Tylko ten jeden jedyny dokument uprawnia do pozostawienia pojazdu w specjalnie oznakowanym miejscu, niedostępnym dla innych użytkowników dróg. Karta parkingowa jest imienna i wydaje się ją indywidualnie kierowcom na podstawie orzeczenia lekarskiego o niepełnosprawności. Procedura wydawania tego dokumentu jest czasochłonna – może trwać nawet cztery tygodnie! Turysta, który przyjedzie do Polski na kilka dni, nie ma najmniejszych szans, aby ową kartę otrzymać. Parkując na miejscu dla inwalidów złamie więc prawo i może ponieść tego konsekwencje, nawet gdy nie będzie miał nóg, a jego pojazd będzie specjalnie oznakowany! Na szczęście niektórzy stróże prawa uznają za ekwiwalent „karty parkingowej” międzynarodową legitymację inwalidzką.

Miliony euro
Na zakończenie kilka liczb obrazujących skalę problemu. Według danych ONZ, około 10% populacji świata to osoby niepełnosprawne. W Europie, wliczając w to europejską część dawnego Związku Sowieckiego, jest to prawdopodobnie nieco ponad 100 milionów osób. Statystycznie około 10% tej wielkiej rzeszy to osoby z dysfunkcją kończyn dolnych. To aż co najmniej 10 milionów osób. Jeżeli TYLKO 1% z nich zechce odwiedzić nasz kraj, to mamy przed sobą aż 100 tysięcy potencjalnych turystów. Każdy niepełnosprawny podróżuje z opiekunem. Wielu z nich chętnie na wojaże zabierze rodzinę. Można przyjąć, że średnio jednemu niepełnosprawnemu towarzyszą 2 osoby. Mamy więc aż 300 tysięcy osób, które chcą uprawiać turystykę. Jeżeli jeden turysta wyda na swój letni wypoczynek tylko 500 euro (są turyści, którzy wydają znacznie więcej), to w najbliższych latach w budżetach firm, obsługujących pośrednio lub bezpośrednio ruch turystyczny, pojawi się „skromna” kwota 150 milionów euro. Co najmniej tyle stracą polskie firmy turystyczne na braku zainteresowania turystami niepełnosprawnymi. W budżecie państwa nie znajdą się co najmniej 33 miliony euro podatku VAT, nie licząc innych zobowiązań podatkowych. Nie powstanie kilka tysięcy nowych miejsc pracy w obsłudze ruchu turystycznego. Rachunek ten – z braku jakichkolwiek wiarygodnych danych – nie uwzględnia potencjalnych polskich turystów niepełnosprawnych, którzy chcą poznać swój ojczysty kraj. Ta, bardzo powierzchowna, analiza strat wynikających z braku zainteresowania niepełnosprawnymi turystami wskazuje na skalę problemu. Czy nasz kraj może sobie na takie straty pozwolić? Może taki argument jest w stanie wpłynąć na poprawę sytuacji niepełnosprawnych turystów...

Niepełnosprawny, czyli – niechciany turysta 3



Ryszard Jakubowski


Niepełnosprawny, czyli – niechciany turysta 4


Drzwi zamknięte i zabezpieczone.

Niepełnosprawny, czyli – niechciany turysta 5


Uchwyt ustawiony prostopadle do ściany.

Niepełnosprawny, czyli – niechciany turysta 6


Andrzej Bielecki demonstruje, jak trzymając się uchwytu, można wejść do środka.

Autor jest m.in. dziennikarzem, publicystą, współzałożycielem Fundacji „Radosny Uśmiech”, wiceprezesem Fundacji „Dla Ciebie”, współzałożycielem fundacji „Homo Viator”, inicjatorem powstania i dyrektorem Instytutu Turystyki i Kultury.


03.03.2009
Obserwuj nas na Google News Obserwuj nas na Google News