Zanim pojechałem do Maroka, sądziłem, że większą część tego kraju stanowi pustynia, a drogi są tylko umowne. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna. Okazało się, że to wymarzony teren do uprawiania turystyki caravaningowej, zwłaszcza wtedy, kiedy u nas panuje zima. Opiszę Wam proponowaną przeze mnie trasę po Maroku, która w sposób przekrojowy pokazuje piękno tego kraju.
Dolina rzeki Guir na skraju wielkiej Hamady.
Najlepiej dostać się do Afryki promem z Algeciras, płynącym do Ceuty. W Ceucie – hiszpańskiej enklawie, można kupić tanie paliwo i jednocześnie dużo lepszej jakości niż to oferowane w Maroku. Z racji otwierania się Maroka na turystykę, przejazd przez granicę nie nastręcza trudności – nie warto więc korzystać z usług pomocników-naciągaczy.
Pierwszy nocleg można zaplanować na całkiem schludnym kempingu Alboustane w Martilu nad brzegiem Morza Śródziemnego. Sama okolica nie ma w sobie nic ciekawego, ale jest to dobre miejsce na zasięgnięcie informacji od innych podróżników stacjonujących na kempingu oraz wdrożenie się w marokański ruch uliczny.
Dzień pierwszy
Następnego dnia proponuję wyjazd wzdłuż brzegu morza, tyleż malowniczą co karkołomną drogą do miejscowości Oued Laou. Wąskim serpentynom nie ma końca, a widoki z kolejnych klifów na jakie się wspinamy powodują, że podróż znacznie się wydłuża o czas potrzebny na pstrykanie zdjęć. Za Oued Laou wjeżdżamy w góry. Na początku lekko dziurawy asfalt i trochę nudny krajobraz pól uprawnych, przechodzi w wysokie kaniony zamykane różowymi skałami.
Dziki nocleg podróżników.
Przedgórza Antyatlasu, widok z Jebel Sarhro.
Droga ponownie wije się pomiędzy górskimi, spienionymi potokami i stromymi wzniesieniami. W miarę zbliżania się do głównej trasy na Chechaouen, którego stare miasto wraz z targiem jest warte odwiedzenia, malowniczy krajobraz gór Rif ustępuję płaskowyżowi. Dalej już lepszą drogą na Ouezzane prujemy przez bajkowy krajobraz gór Rif – rzadko odwiedzanych przez turystów, dzikich, a jednocześnie przyjaznych dla wędrowców, bo gęsto zasiedlonych przez Berberów nienauczonych jeszcze, że turysta to kura znosząca złote jajka. Za Ouezzane skręcamy na Fes i Meknes, aby tuż przed malowniczo położonym na wzniesieniu miasteczkiem Mulay-Idriss skręcić do ruin dawnej fortecy rzymskiej – Volubilis. Warto zarezerwować sobie dwie godziny na zwiedzanie tego monumentalnego miejsca. Zwłaszcza o zachodzie słońca, kiedy nie jest już tak gorąco i światło nadaje kolumnom podpierającym już tylko niebo, niepowtarzalny charakter. Na nocleg można zjechać do starożytnego miasta Meknes. Jest tam jeden kemping, o wysokim jak na Maroko standardzie i cenie. Późny wieczór dobrze jest zaplanować na starym mieście, dokąd można dojechać bryczką. Miasto jest bezpieczne dla turystów włóczących się po uliczkach targowych.
Dzień drugi
Kolejnego dnia ruszamy na południe, główną drogą na pustynię, przez całkiem alpejską w charakterze, przełęcz Col du Zad. Na wiosnę można tam jeszcze zobaczyć sporo śniegu, a w lasach cedrowych tabuny małp. Dalej droga wiedzie przez pustkowia przedgórzy Gór Atlasu. Horyzont ginie w oddali tuż pod ośnieżonymi szczytami. Dobra droga oraz niezwykle wyrozumiali policjanci pozwalają na rozwijanie dużych szybkości. Na skrzyżowaniu w Zebzate warto zboczyć kilka kilometrów w kierunku na Missour, aby po prawej dostrzec opuszczoną wioskę Berberyjską, która robi duże wrażenie. Za Mideltem wspinamy się na kolejną przełęcz – Talrhemt. Warto z niej spojrzeć na północ ku rozległemu płaskowyżowi z którego wyjechaliśmy.
Brama do pałacu królewskiego w Meknes.
Przedmieścia Tinerhiru, brama do kanionu Toudry.
Przed Er-Rachidią wjeżdżamy w bardzo wysoki kanion i krótkim tunelem przedostajemy się na pustynię. W wydaniu marokańskim jest to pustynia kamienista, tutaj nazywana hammadą. Na nocleg zatrzymujemy się na kempingu Souce Bleue de Meski. Ma wysoki standard, basen ze źródlaną wodą, zawsze jest oblegany przez nieprzebrane rzesze kamperowców, spędzających tu nawet całe zimy. Warto nawiązać z kilkoma z nich kontakt. Takie przyjaźnie procentują licznymi wspólnymi podróżami na przyszłość.
Dzień trzeci
Kolejnego dnia ruszamy w dolinę rzeki Ziz, na południe. Już na samym początku otwiera się bogaty w zieleń widok na palmowe sady. Od dwóch dni tylko żółte skały i piasek, a tutaj zielono i wilgotno. W Erfoudzie warto zatrzymać się na targu, aby nakupić souvenirów. Na takich targach i w sklepach dla turystów ceny podlegają długotrwałym negocjacjom. Jeśli jednak będziecie kupować produkty żywnościowe w normalnych sklepach dla tubylców, ceny są stałe.
Za Rissani wjeżdżamy na drogę do Merzougi. Po lewej zobaczycie Erg Chebbi, jedyną wydmę saharyjską.
Wejście do Mauzoleum króla Moulaya w Meknes.
Ciągnie się przez kilkadziesiąt kilometrów i zamyka pomarańczowym piaskiem wschodni horyzont. Nocleg tylko w hotelu/kempingu Panorama View, z którego tarasów rozciąga się widok na wydmy. Oczywiście, tradycyjnie, wschody i zachody słońca są tutaj dla fotoreporterów. Ranki można poświęcić na wycieczki na wielbłądach albo samochodami terenowymi po piaszczystych wydmach, to będą na pewno niezapomniane chwile. Odradzam samotne wycieczki w piachy. Bardzo łatwo stracić orientację w terenie i błądzić nawet kilka dni.
Dzień czwarty
Kiedy już odpoczniecie na wydmach, jedźcie w Góry Atlas. Droga jest pustynna, ale asfaltowa: przez Rissani, Erfoud, Asnr dostaniecie się do Boulmane-Dades, a stamtąd do kanionu rzeki Dades. Na pewno zachwyci Was księżycowymi krajobrazami gór Wysokiego Atlasu. Wąską drogą można dojechać aż do Msemir, a po drodze nikt nie pozostanie niewzruszony tym, co zobaczy. Trudno jest opisywać piękno gór, musicie to po prostu sami zobaczyć.
Piachy Ergu Chebbi.
Na nocleg pojechałbym jednak do drugiego zielonego kanionu – Toudra. Trzeba wrócić nieco w kierunku na wschód do Tinerhiru, aby wyruszyć na północ w góry. Jednak zanim zapuścicie się w kolejny kanion, zatrzymajcie się na noc na którymś z kempingów. Prawie każdy ma basen i dużo miejsca pod palmami. Jeszcze przed wjazdem do kanionu zobaczycie z przełęczy wspaniałą panoramę miasta, wcinającego się zielenią w pustynię.
Dzień piąty
Kolejny dzień warto poświęcić na zwiedzanie kanionu Toudra. Jest zupełnie inny od kanionu Dades. Otwiera się wysokimi na 300 metrów skałami, na których często można spostrzec alpinistów. Wyglądają jak kolorowe łebki od szpilek powtykanych w miąższ czerwonej skały i pokazują skalę tych niebotycznych gór.
Uprawy w kanionie Dades.
Warto wybrać się na pieszą wycieczkę po kanionie. W połowie jego długości jest schronisko z miłą i profesjonalną obsługą. Można tam się zatrzymać na noc i wynająć przewodnika na treking. Tuż przed Assoul, po prawej stronie, sprzedają oryginalne dywany berberyjskie. Znany mi sprzedawca uchodzi za lokalnego filozofa, warto spędzić tam kilka chwil na rozmowie i popijaniu berberyjskiej herbaty.
Powrót
Powrót musicie zaplanować już sami. Podpowiem Wam tylko, że droga nr 20 z Midelt do Fes przez Boulemane jest jak najbardziej godna polecenia ze względu na wspaniałe widoki Atlasu. Na Fes (najstarsze miasto Maroka) należy przeznaczyć cały dzień, a koniecznie wieczór, aby dokładnie przyjrzeć się jego egzotycznej duszy.
Parada wojowników berberyjskich w Górach Rif.
A powrót nad Morze Śródziemne zalecam drogą nr 302 z Fes do Chechaouenu przez Tissa, Taounate oraz Ketamę. Jeśli nie zobaczycie piękna Gór Rif na tej drodze, to nie warto było jechać do Maroka. Widziałem różne pustynie na różnych kontynentach, są one podobne do tych marokańskich, ale Góry Rif są czymś wyjątkowym. Uważa się, że rejon miasta Ketama jest niebezpieczny ze względu na największe na świecie uprawy marihuany, ale jeśli nie będziecie żądnymi wrażeń turystami, którzy zatrzymują się, aby skosztować produktów lokalnych rolników, to nie grozi Wam żadne niebezpieczeństwo.
Mozaiki w ruinach twierdzy rzymskiej Volubilis.
Ruiny twierdzy rzymskiej Volubilis.
Starałem się Wam naświetlić najważniejsze miejsca w Maroku. Pełnię przygód jakie mnie spotkały podczas mojej off-roadowej podróży możecie przeczytać w książce „Maroko 2006 – zapach kurzu”, którą można zamówić przez e-mail: info@kilometr.com
Mariusz Reweda
www.kilometr.com